Opisowo - góry
21 stycznia 2008, 12:58
Było ciasno. Samochód zapakowany po brzegi. Siedziałem obok Olgi z plecakiem na kolanach i tak zaczęła sie nasza wyprawa w góry. Ks. Mariusz wprowadził w ciasnej kabinie atmosferę duchowego uniesienia, co na początku przyprawiało mnie o odruch spazmatycznego śmiechu. Jednak hamowałem się na ile mogłem. Po dwóch godzinach wszystko się unormowało. Okazało się nawet, że z księdza równy chłop. Ma ciekawe poczucie humoru. Podróż minęła mi na nieustającej walce z sennością. Od czasu do czasu zmieniałem księdza za kierownicą, wtedy walka ze zmęczeniem stawała się jeszcze bardziej zacięta.
W końcu dojechaliśmy do celu. Była ósma rano. Marzyłem już tylko o kąpieli i miękkim łóżku. Niestety większość wolała od razu udać się na stoki - bo przecież szkoda dnia. Uszanowałem demokratyczny wybór ogółu i pojechaliśmy. Muszę przyznać, że nie żałuję. Po jakimś czasie zmęczenie opadło ze mnie jak stary łach i oddawałem się estetycznym rozkoszom spoglądając na góry, przecudnej wprost urody. O samym pobycie nie wiele mogę powiedzieć. Każdy dzień podobny był do poprzedniego. Rano wstawaliśmy, po wspólnym śniadaniu wyprawialiśmy się na szlaki. Po kilku godzinach wspaniałej zabawy, przerywanej jedynie na pokrzepienie podniebień, wracaliśmy do wynajmowanych pokoi. Wieczorem udawaliśmy się na basen odwiedzając przy okazji saunę. Tak upłynęło mi pięć dni. Chociaż wszystkie wyglądały tak samo nie mogę mówić o monotonii czy nudzie. Było zajefajnie. Sauna szczególnie przypadła mi do gustu. Jakoś tak dziwnie cieszyło mnie siedzenie nago pośród innych nagusów. Czasem całkiem uroczych ;).
Troszkę obawiałem się mieszkania z księdzem, jestem wszak zagorzałym ateistą, nie było jednak tak źle. Wręcz przeciwnie, rozmowy z nim okazały się bardzo ciekawe i, o dziwo - pouczające. Ks. Mariusz gościł kilkakrotnie w Watykanie na zaproszenie o. Polikarpa (pojęcia nie mam kto zacz - pono jakaś szycha) i podzielił się swoimi wrażeniami. Przy rozmowach prowadzonych do późnego wieczora raczyliśmy się piwem, winem a nawet mocniejszymi trunkami. Zachowywaliśmy przy tym względną równowagę, nie doprowadzając do stanu całkowitego upojenia alkoholowego.
Było pięknie. Mam nadzieję, że dane mi będzie wrócić kiedyś w to urocze miejsce.
Dodaj komentarz