Archiwum grudzień 2007


hymn
Autor: ragar
21 grudnia 2007, 13:21
    Wczoraj nauczyłem się grać i śpiewać nową piosenkę. Nosi wymowny tytuł "Hymn wieczoru kawalerskiego". Zarówno sfera muzyczna jak i liryczna bardzo mi się spodobały. Mam nadzieję, że będzie mi dane zaprezentować ją znajomym na jakiejś popijawie. Oldze się nie podoba, niestety.
zima
Autor: ragar
20 grudnia 2007, 12:30
    Zimno jest, to wiemy oboje... a relacje z Olgą jakby cieplejsze. Nie będę ukrywał, że sprawia mi to przyjemność. Psioczyłem na nią i zarzekałem się, że mam w dupie jej nastroje, ale teraz gdy jest całkiem sympatycznie naprawdę się cieszę. Mam oczywiście świadomość, że łącząca nas nić jest cienka i wystarczy błachostka by ją zerwać. Od czasu do czasu zadaję sobie pytanie czy ją kocham. Zalezy mi na niej, jestem z nią zżyty jak z nikim. Znam ją dobrze i mimo wszystkich jej i moich wyskoków - odczuwam coś w rodzaju stabilizacji, bezpieczeństwa nawet. Absurdalnie to brzmi zważywszy, że wiszą nad nami ostrza zamierzchłych występków. Połowę życia spędziłem z nią właśnie i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Jednocześnie tęsknię do swobody, jaką mógłbym zaznać tylko będąc sam.
    To, co kiedyś nas od siebie oddalało teraz jest silnym spoiwem. Kiedyś nie mogliśmy znaleść w małżeńskim łożu wspólnego języka. Myślę, że właśnie to przyczyniło się do wielu przykrych sytuacji. Teraz właśnie seks jest tym co nas zbliża. Czy ja kocham? Sam nie wiem. Czasem wydaje mi się, że tak. Innym razem mam pewność, że miłość między nami nie jest już możliwa. Oj, przydałaby się jakaś gruba kreska albo jak kto woli - mały reset.
    Moje dywagacje są chyba typowe dla ludzi niezdecydowanych. Sam nie wiem czego chcę, miotam się między skrajnymi uczuciami - żałosne. Często o tym rozmyślam ale jeszcze nigdy nie doszedłem do konkretnych wniosków.
Dziennik pokładowy
Autor: ragar
19 grudnia 2007, 13:00

19 grudnia, środa

Obudziłem sie o 6:00. Jak zwykle ze snu wyrwały mnie melodyjne dźwięki programu 2 polskiego radia. Gdy prasowałem koszulę Olga jeszcze spała. Muzyka z radia nie wyrwała jej jeszcze z objęć Morfeusza. Wstała dopiero gdy przygotowywałem śniadanie. Po skromnym posiłku wyszedłem by wyprowadzić psa i zapalić. Na zewnątrz panował mróz. Samochodowe szyby pokrywała cienka warstwa szronu. Nieomylny znak, że do pracy muszę wyjść 5 minut wcześniej. O 7:15 pożegnałem się z Młodym i Olgą. Pocałowałem ja delikatnie w usta. Jej usta były ciepłe od popijanej właśnie kawy.

O 7:30 siedziałem już w biurze i rozpoczynałem codzienny taniec między biurkiem a szafą z segregatorami. Kolejne osiem godzin spędzę właśnie tutaj - w firmie.

Jest 13:08. Na biurku stoi duży kubek z kawą. Obok niego papiery rozsypane w artystycznym nieładzie. W radiu audycja: "Akademia rozrywki"

15:04 - wkrótce kończę pracę. Ostatnie dwie godziny poświęciłem na buszowanie w sieci. Nie odezwałem się do NIEJ. Troszkę się obawiam bo nie wiem o co chodzi, może jutro pogadamy.

kalejdoskop
Autor: ragar
19 grudnia 2007, 12:34
    Nastroje mam zmienne jak kobieta w ciąży. Wczoraj byłem bliski totalnego zrozpaczenia. Nic mi nie wychodziło a ciężar problemów przygniatał niemiłosiernie. Dziś jakbym się obudził w innej rzeczywistości. Problemy rozwiązuję ze spokojem jeden po drugim. Nawet niezapowiedziana kontrola w firmie nie wyprowadziła mnie z równowagi. Spokojnie udzielałem wyjaśnień zręcznie lawirując wokół tematów, które akurat wolałem przemilczeć. Pilne sprawy realizują się same, bez mojego udziału więc jestem spokojny. Przed końcem roku zdążę chyba ze wszystkim
    Przyszedł więc czas na kawę. Nie pamiętam kiedy ostatnio popijałem kawkę w robocie. Słucham muzyki i delektuję się spokojem. Wczoraj z Młodym obejrzeliśmy film. Film z napisami, musiałem więc czytać na głos dialogi (młody jeszcze nie czyta tak szybko). Fajna zabawa. Miło jest spędzić trochę czasu z synem. Brakuje mi tego czasem. Dziś też coś obejrzymy :).
w przelocie
Autor: ragar
18 grudnia 2007, 16:22
    Całkowita klapa jeśli idzie o sprawy zawodowe. Zaczynam się zastanawiać czy podołam. Może za wiele wziąłem na siebie...? Chyba jestem zbyt spolegliwy. Powinienem być bardziej stanowczy i nieustępliwy. Niestety nie zawsze potrafię. Dziwne, w relacjach z Olgą potrafiłem postawić na swoim. Nie poddaję się już jej wpływom tak jak kiedyś. Umiem powiedzieć "nie". Trwało to długo, prawie osiem lat. Będę się musiał nauczyć tego także w relacjach służbowych. "twardym trzeba być, a nie miętkim". Z drugiej strony mam także na koncie parę sukcesów. Tylko, że na sukcesy nikt nie zwraca uwagi. Ostatnio podjąłem decyzję o zakupie oprogramowania do monitorowania wewnętrznej sieci komputerowej. Informatyk będzie miał teraz pełen wgląd we wszystkie służbowe maszyny. W końcu będzie tu panował porządek. Niestety ucierpią na tym nie tylko inni pracownicy. Już przy testowaniu byłem zmuszony do odinstalowania paru programów powszechnie uznanych za niedopuszczalne w miejscu pracy. Oprogramowanie nazywa się FairNet, nazwa mówi sama za siebie.
    Ech... jakby się tu dowartościować? Potrzebuję tego rozpaczliwie. Wczoraj wieczorem gdy domownicy już spali a w głowie zaczynał szumieć mołdawski sikacz, zastanowiłem się chwilkę nad tym co robiłem w przeciągu ostatniego roku. Przede wszystkim kilkakrotnie oszukałem Olgę. Nie mam na myśli zdrady tylko parę kłamstw, jakie jej sprzedałem. Wtedy wydawało się to na miejscu ale teraz trochę mnie to gryzie. Nie żałuję tego co zrobiłem. Odczuwam tylko żal, że musi się to wiązać z kłamstwem. Uczucia, jakie mną kierowały były piękne i na pewno warte tej ceny. Szkoda tylko, że nic z nich nie wynikło.
ksiądz Mariusz
Autor: ragar
12 grudnia 2007, 15:18
    Wczoraj poznałem księdza Mariusza, który będzie naszym przewodnikiem i opiekunem w czasie zuchwałej wyprawy w góry. Szprechać potrafi biegle, czym ja niestety nie mogę się pochwalić. Będzie więc tłumaczył tamtejszą mowę na ludzki. W razie draki zastosuję uniwersalny język ciała ;). Ogólnie zrobił na mnie dobre wrażenie. Mimo, że jest osobą duchowną zachował odrobinę zdrowego rozsądku i lubi się napić piwa. To bardzo dobrze o nim świadczy. Niestety, dziwnie się czułem słuchając jego głosu. Wielu księży jakoś tak dziwnie moduluje głos by brzmiał potulnie, służalczo wręcz. Ksiądz Mariusz nie jest wyjątkiem. Cholewa jak on to robi. Po jego wyjściu próbowałem odezwać się w ten sposób i nic. To chyba lata treningu... (całkiem nieźle wychodzi mi natomiast śpiewanie w tym stylu, czym doprowadzam Olgę do pasji).
    Po ustaleniu technicznych szczegółów wyprawy k. Mariusz roztoczył przed nami wizję miejsca o niebiańskiej wręcz urodzie. Ośnieżone szczyty górskie, błękitne niebo i wspaniałe panoramy... Jego opowieść zrobiła na mnie kolosalne wrażenie. Uwielbiam takie miejsca i poczułem ogromną radość. Już za miesiąc będę mógł to oglądać na własne oczy a nie tylko w wyobraźni.
przyzwoity dzień
Autor: ragar
11 grudnia 2007, 17:00
    Otrzymałem polecenie wyjazdu służbowego i wraz z kolegą pojechaliśmy do Wrocławia na konferencję. Temat dość ciekawy więc zapowiadało się interesująco. Niestety - kicha totalna. W dodatku sponsorowana przez dostawcę oprogramowania, co dało się wyczuć w każdym niemalże zdaniu prelegentów. Tyle dobrze, że zafundowali obiad więc zaoszczędziłem na żarciu. Z konferencji ulotniliśmy się szybko i udaliśmy się na kawę do sympatycznej kawiarenki. Tam w miłej atmosferze, z widokami na urocze dziewczyny (siedzące obok:) miło spędziliśmy czas. Wieczorkiem wróciłem do domu i tak minęła mi zawodowa część dnia.
    Wieczór spędziłem z Olgą i Młodym na typowych czynnościach. Odrabianiu zadania domowego, zmywaniu naczyń, jaraniu na balkonie i rozkosznych figlach w małżeńskim łożu :). Całkiem przyzwoity dzień.
z cyklu "moje miasto..."
Autor: ragar
11 grudnia 2007, 14:09
    Zainspirowany starymi zdjęciami postanowiłem pobawić się w archiwistę i przy pomocy aparatu utrwalić wygląd mego miasta dla potomności. Oto co z tego wyszło. Jest to dopiero początek ;)
 
 
 
 
 
 
 
 
c.d.n. 
front
Autor: ragar
06 grudnia 2007, 14:46
    Podpadziochę zaliczyłem dziś u szefowej. Zdarza się każdemu, ale jakoś mi to dziś zepsuło nastrój. Nie w sosie była i jakoś tak głupio gadała. Humorzasta ta moja szefowa, zauważyłem to już wcześniej a dziś odczułem na własnej skórze. A, kij jej w oko, albo w jakieś inne miejsce - może humor się jej od tego poprawi ;).
    Na froncie wschodnim odnotowałem potyczkę. Zachowałem zimną krew i nie dałem się sprowokować  do akcji odwetowej. Przyniosło to pożądany skutek Olga wycofała się dość szybko, a ja szybko przestałem o tym myśleć. Samopoczucie więc mam komfortowe. Dziś po akcji nie ma już śladu i mam zamiar z okazji Mikołaja przysporzyć jej odrobinę przyjemności. Nie zawsze jestem zimnym draniem ;).
stare czasy
Autor: ragar
04 grudnia 2007, 15:53

    Wróciły stare dobre czasy. Znów z czystym sumieniem olewam robotę, siedzę przed monitorem, zajadam się czekoladkami Mon Cheri i popijam kawkę. Tu niespodzianka: nie piję czarnej jak smoła ale Nescafe 3 w 1, więc z mlekiem i cukrem. Zupełnie to do mnie niepodobne ale kto by się tym przejmował. Jeśli idzie o kawę niedawno nabyłem niemałą torebkę kawy ziarnistej, mieszanki robusty i arabici. Mielę ją ręcznym młynkiem i przygotowuję sobie z niej tzw. espresso (czy jak to się pisze?) w moim tandetnym ekspresie z wyprzedaży – poezja mówię Wam. To jest kawka, która przywodzi mi na myśl tę, którą piłem w małej mieścinie na średniowiecznym ryneczku. Czekoladki otrzymałem od stażystki, która na odchodne obdarowała mnie całusami i słodkim upominkiem. Fajna z niej była stażystka, bezproblemowa taka, ale co tam – przyjdą nowe.

    Pogoda ostatnio nie sprzyja moim planom fotograficznym. Frustruję się tym niemiłosiernie. Chęć mam wielką, zamysł już sprecyzowany ale sposobności brak. „Nic to, Baśka” – jak mawiał Pan Wołodyjowski, znajdę ja jeszcze sposób by pstryknąć to co mi po głowie chodzi. Fotografowanie wymaga cierpliwości…

    Internet coś siada. To nieomylny znak, że większość pracowników w firmie poszła w moje ślady i zamiast pracować buszują w sieci. Kto by wytrzymał 10 godzin siedzenia na dupsku i rozmyślania o sprawach służbowych?

    Olga załatwiła tygodniowy wyjazd w ausrtyjackie Alpy. Nigdy tam nie byłem więc perspektywa wydaje się bardzo kusząca. Towarzystwo jest dość osobliwe bo jedziemy z księdzem i jego przyjacielem. Nie wiem jak ten ksiądz rozumie słowo „przyjaciel” ale mam nadzieję, że obejdzie się bez seks-ekscesów (po pijaku mógłbym jeszcze się z rozpędu przyłączyć i dopiero byłoby mi wstyd nazajutrz ;). W sumie nie ważne z kim jedziemy, ważne że w góry… i to jakie. Młody będzie zachwycony.