21 grudnia 2007, 13:21
19 grudnia, środa
Obudziłem sie o 6:00. Jak zwykle ze snu wyrwały mnie melodyjne dźwięki programu 2 polskiego radia. Gdy prasowałem koszulę Olga jeszcze spała. Muzyka z radia nie wyrwała jej jeszcze z objęć Morfeusza. Wstała dopiero gdy przygotowywałem śniadanie. Po skromnym posiłku wyszedłem by wyprowadzić psa i zapalić. Na zewnątrz panował mróz. Samochodowe szyby pokrywała cienka warstwa szronu. Nieomylny znak, że do pracy muszę wyjść 5 minut wcześniej. O 7:15 pożegnałem się z Młodym i Olgą. Pocałowałem ja delikatnie w usta. Jej usta były ciepłe od popijanej właśnie kawy.
O 7:30 siedziałem już w biurze i rozpoczynałem codzienny taniec między biurkiem a szafą z segregatorami. Kolejne osiem godzin spędzę właśnie tutaj - w firmie.
Jest 13:08. Na biurku stoi duży kubek z kawą. Obok niego papiery rozsypane w artystycznym nieładzie. W radiu audycja: "Akademia rozrywki"
15:04 - wkrótce kończę pracę. Ostatnie dwie godziny poświęciłem na buszowanie w sieci. Nie odezwałem się do NIEJ. Troszkę się obawiam bo nie wiem o co chodzi, może jutro pogadamy.
Wróciły stare dobre czasy. Znów z czystym sumieniem olewam robotę, siedzę przed monitorem, zajadam się czekoladkami Mon Cheri i popijam kawkę. Tu niespodzianka: nie piję czarnej jak smoła ale Nescafe 3 w 1, więc z mlekiem i cukrem. Zupełnie to do mnie niepodobne ale kto by się tym przejmował. Jeśli idzie o kawę niedawno nabyłem niemałą torebkę kawy ziarnistej, mieszanki robusty i arabici. Mielę ją ręcznym młynkiem i przygotowuję sobie z niej tzw. espresso (czy jak to się pisze?) w moim tandetnym ekspresie z wyprzedaży – poezja mówię Wam. To jest kawka, która przywodzi mi na myśl tę, którą piłem w małej mieścinie na średniowiecznym ryneczku. Czekoladki otrzymałem od stażystki, która na odchodne obdarowała mnie całusami i słodkim upominkiem. Fajna z niej była stażystka, bezproblemowa taka, ale co tam – przyjdą nowe.
Pogoda ostatnio nie sprzyja moim planom fotograficznym. Frustruję się tym niemiłosiernie. Chęć mam wielką, zamysł już sprecyzowany ale sposobności brak. „Nic to, Baśka” – jak mawiał Pan Wołodyjowski, znajdę ja jeszcze sposób by pstryknąć to co mi po głowie chodzi. Fotografowanie wymaga cierpliwości…
Internet coś siada. To nieomylny znak, że większość pracowników w firmie poszła w moje ślady i zamiast pracować buszują w sieci. Kto by wytrzymał 10 godzin siedzenia na dupsku i rozmyślania o sprawach służbowych?
Olga załatwiła tygodniowy wyjazd w ausrtyjackie Alpy. Nigdy tam nie byłem więc perspektywa wydaje się bardzo kusząca. Towarzystwo jest dość osobliwe bo jedziemy z księdzem i jego przyjacielem. Nie wiem jak ten ksiądz rozumie słowo „przyjaciel” ale mam nadzieję, że obejdzie się bez seks-ekscesów (po pijaku mógłbym jeszcze się z rozpędu przyłączyć i dopiero byłoby mi wstyd nazajutrz ;). W sumie nie ważne z kim jedziemy, ważne że w góry… i to jakie. Młody będzie zachwycony.