Archiwum listopad 2007


sylwek
Autor: ragar
29 listopada 2007, 14:44
    Temat pojawił się niespodziewanie. Maciek esemesuje i pyta jakie plany? A tu kurczę żadnych planów nie ma. Tak naprawdę to nie zanosiło się na żadną zabawę. Wszyscy jacyś tacy zajęci, jednym się dziecko urodziło i nawet nie myślą by zostawiać półrocznego bajtla na noc z rodzicami, innym coś odjebało i wyjeżdżają chuj wi gdzie, jeszcze innych skryła żałoba i perspektyw brak. Lubie Maćka ale wiem, że sylwek z nim i jego świtą będzie raczej drętwy. Z drugiej strony co mi tam. Olgę upiję i wykorzystam zaraz po powrocie. Nie ma tego złego... ;)
    Na wschodzie bez zmian. Rozejm. Żadnych akcji zaczepnych, żadnych działań odwetowych. Front przycichł i siedzimy w okopach.
 
PS. Tak mi się skojarzyło jakoś: jeśli kto nie widział jeszcze to polecam film pt "Bardzo długie zaręczyny". Dla mnie bomba, a jaki optymistyczny przy tym..;) 
nie ma o czym pisać
Autor: ragar
28 listopada 2007, 11:11
    Cóż, nuda, nic sie nie dzieje. Jak w polskim filmie. Żadnej kłótni, żadnych uniesień... Na nowo przywykłem do swojej rzeczywistości. Już kiedyś tak miałem. Pogodziłem się ze wszystkim co mi nie pasuje i zacząłem dowartościowywać wszystko to, co jest tego warte. Taki stan można nazwać wymuszonym zadowoleniem. Jakoś leci i tyle. Dni mijają jeden za drugim. W pracy względny spokój - kilka spraw czeka na załatwienie, muszą jeszcze trochę poleżeć w szufladzie bo nie mam dziś natchnienia. Wspominam moją koleżankę, z którą prowadziłem jeszcze niedawno pogawędki. Teraz jakoś nie mogę jej spotkać. Szkoda, ciekawy jestem co u niej słychać.
    Muszę teraz dbać o dyskrecję. Mam komputer, który czasem zabieram do domu. Istnieje więc realne zagrożenie, że Olga wejdzie w posiadanie wiedzy, którą chciałbym przed nią ukryć. Chodzi głównie o moje pisanie w blogu, ale nie tylko. Ostatnio w wolnych chwilach przeglądam sobie stronki, które mogłyby wzbudzić jej niepokój. Poczyniłem odpowiednie kroki, aby zwykły laik komputerowy nie mógł łatwo trafić na ślad mojej aktywności internetowej. Wiem, że to głupie, nie powinienem mieć przed Olgą tajemnic ale chcę zachować coś tylko dla siebie. Poza tym ona od razu zrobiłaby z tego nie wiadomo co.
    Skończyłem kawkę, przejdę się jeszcze po firmie, może wypale i biorę się za symulowanie. Będę udawał zapracowanego do samej 15:30. 
mała rzecz
Autor: ragar
27 listopada 2007, 15:27
    Stałem sie posiadaczem odtwarzacza dvd. Może to i wstyd ale do tej pory nie miałem. Bardzo długo radziłem sobie bez niego. Do wypożyczalni chodziłem rzadko albo wcale. Niewiele zostało tam filmów na starym poczciwym fałhaesie. Teraz gdy małe urządzenie znalazło swoje miejsce pod telewizorem co chwilę nachodzi mnie ochota by się wybrać po jakiś filmek. Coś mi się zdaje, że będzie to kolejny sposób na opróżnianie portfela. Na początek zrobiliśmy sobie z Młodym maraton filmowy i oglądamy Gwiezdne Wojny, wszystkie części po kolei.
...niech moc będzie z Wami ;) 
w piątek wieczorem
Autor: ragar
26 listopada 2007, 11:57

            Olga poszła na wódkę. Siedzę więc w chacie i słucham Kaczmarskiego. Młody już zasypia a ja czekam na żonę skuszony obietnicą rozkosznego wieczoru. Olga gdy wypije bywa bardzo namiętna. Zazwyczaj na wódkę chodzimy razem ale dziś poszła na babski wieczór. Doskonale to rozumiem. Niedawno byłem na męskim wieczorze i wiem, że to oczyszcza, pozwala nabrać dystansu. Tak to już jest. Gdy się jest razem trzeba sobie dać trochę czasu by być osobno.

            Wczoraj pojawiła się okazja by pojechać z Dagmarą na szkolenie. Najpierw bardzo się ucieszyłem. Dagmara jest bardzo zmysłowa i... lubi mnie. Później zacząłem się obawiać, bo nie jestem pewien czy przypadkiem nie próbowałbym wykorzystać takiej okazji. W końcu stanęło na tym, że nie pojedziemy. Szefowa nie wyraziła zgody. Może to i lepiej ale wciąż zastanawiam się czy przypadkiem nie byłoby to coś ciekawego - taki wspólny wyjazd. Czizys, jakiż ja jestem na te kobitki napalony. Wystarczy, że któraś da drobny dowód sympatii a ja już wyobrażam sobie nie wiadomo co.

            Jutro rano idę strzelać foty. Dawno nie wychodziłem na takie polowanie. To nawet nie chodzi o zdjęcia. Wychodząc samotnie z domu na parę godzin z aparatem tak naprawdę uciekam od monotonii, codzienności i problemów. Czasem uda się cyknąć coś ciekawego a czasem nie. Zawsze jednak wracam w dużo lepszym nastroju niż przed wyjściem.

Post scriptum
Autor: ragar
20 listopada 2007, 16:51
    Odpaliłem gg. Oczywiście za późno by się z NIĄ przywitać, ale już jest i działa. Jutro się przywitam. Kończę kawę i idę zajarać.
mecz
Autor: ragar
20 listopada 2007, 15:46
    Trwało to krócej niż myślałem. Zamieniono mi komputer. Musiałem oczyścić swój dotychczasowy i przystosować nowy do własnych potrzeb. W zasadzie już się z tym uporałem.
    W sobotę wieczór spędziłem z kolegami. U Maćka w biurze oglądaliśmy mecz. Wcześniej wyskoczyłem z rodzinką w góry. Tam już biało. Stoki pokryte kilkudziesięcio centymetrową warstwą śniegu kuszą swym wyglądem. Dzień był więc nad wyraz intensywny. Z kolegami, jak to z kolegami. Atmosfera przepyszna. Skułem się niemiłosiernie ale był przecież powód: wygraliśmy. Na piłce nie szczególnie się znam. Wśród kumpli odznaczałem się wyjątkową ignorancją w tym temacie. Nie znałem naszych piłkarzy, jedynie trenera kojarzyłem z telewizji. Wszystko mi jednak wytłumaczono i wraz z upływem czasu i pięknie brązowego trunku rozkręcałem się coraz bardziej. Kolejne mecze też będziemy oglądać u Maćka na dużym ekranie. Po emocjach sportowych ostro podchmieleni zapodaliśmy sobie kultowy filmek: Pulp Fiction. Uwielbiam go, zwłaszcza na bani.
    Następnego dnia dopadł mnie kac moralniak. Przed meczem popsztykałem sie z Olgą - ona znów zaczęła to swoje biadolenia a mnie akurat zabrakło cierpliwości na ich wysłuchiwanie. Pod wpływem moralniaka giganta byłem dla niej za to przemiły. Tak to czasem bywa.
przerwa techniczna
Autor: ragar
19 listopada 2007, 14:34

Z powodów techniczno - organizacyjnych nie będzie mnie przez jakiś tydzień. Żałuję ale nic nie mogę na to poradzić.

całkiem miło
Autor: ragar
15 listopada 2007, 15:15
    Wczorajszy wieczór był bardzo miły. Pyszne winko, miła atmosfera a przy niej miła nawet pogawędka. Potem przyszedł czas na rozwijanie zdolności manualnych przy masażu. Uczę się szybko i osiągam całkiem dobre rezultaty, jeśli można to w ogóle rozpatrywać w takich kategoriach. Olga była zachwycona. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo wciąż gdzieś w głowie kołata mi się myśl, że jej zachowanie może być tylko pozą. Misternie utkaną fasadą, za którą kryje się chęć osiągnięcia jakiegoś konkretnego celu. Chyba już nigdy nie wyzbędę się tych wątpliwości. Tak czy inaczej, miło spędziliśmy wieczór a w planach mamy łykendowy wyjazd w góry. Mam nadzieję, że się uda. Wszystko jak zwykle zależy od finansów ale jestem dobrej myśli. Oczywiście wyjedziemy tylko we dwoje ;) Popijaliśmy winko i rozmawialiśmy o tym naszym wyjeździe. Czasem miło nam się rozmawia.
    Teraz już rzadko rozmawiamy o tym co nas dzieli - o tym co nas kiedyś podzieliło, o żalach, jakie mamy względem siebie. Podobno o takich sprawach trzeba rozmawiać ale ja wcale nie chcę. Nie lubię. Wolałbym już do tego nie wracać. Wiele razy kłóciliśmy się a podczas tych kłótni mówiliśmy sobie przykre rzeczy. Gdy teraz do tego wracam mój żal się potęguje. Olga chyba podobnie reaguje na te tematy. Najlepiej byłoby zamknąć ten rozdział w naszym życiu i o nim zapomnieć. Tylko, że to chyba niemożliwe.
środa
Autor: ragar
14 listopada 2007, 14:14
    W sumie dzień jak codzień. Nic. Żadnego przełomu, żadnego zwrotu akcji. Siedzę tu gdzie zwykle, robię to co zawsze, myślę o tym co zazwyczaj. Sytuacja rodzinna w miarę unormowana. W pracy jakoś ogarnąłem wszystko do kupy. Nie żybym nie miał co robić ale wszystkie pilne sprawy nie są na tyle pilne, by nie mogły poczekać do jutra. Siedzę, popijam kawkę i patrzę tępo w onko albo w monitor.
     Nie mam ostatnio bodźców, które zmusiłyby mnie do zastanowienia się nad sobą. Trwam więc w takim stanie i nie zważam na to co mnie otacza. Owszem, czasem przemknie mi przez głowę myśl szalona. Pokusa by wszystkim pieprznąć i zrobić coś zwarjowanego. Czasem jakaś niewiasta wpadnie w oko i pobudza wyobraźnię do tworzenia wybujałych fantazji. Generalnie jednak mogę chyba powiedzieć, że się emocjonalnie ustatkowałem. Wszystko przycichło, jakby skryte nieprzepuszczalną zasłoną. Moje emocje zapadły w zimowy sen. Okryte białym puchem zaczekają na kolejną erupcję.
    Skoro o niewiastach mowa to muszę powiedzieć, że u Amelii dostrzegam pewną przemianę. Stała się ostatnio jakby nieco śmielsza. Pewnie małżeństwo jej służy. Już nie przemierza korytarzy ze spuszczoną głową. Patrzy przed siebie z zadowolonym wyrazem twarzy. Jak zwykle uśmiecham się do niej gdy się mijamy. Gdy idziemy w jednym kierunku zagaduję niezobowiązująco. Zmieniła troszkę fryzurę. Jast jakaś taka... nie wiem, pogodniejsza? Ech... co też ten jej mąż musi z nią wyrabiać - chętnie bym się przyłączył ;)
długi łyk(end)
Autor: ragar
13 listopada 2007, 14:46
    Działo się ostatnio u mnie, oj działo. Jak już wspominałem wyzbyłem się części majątku rodzinnego. Mam na myśli garaż, który otrzymałem w darowiźnie od moich stwórców - rodzicieli. Sposób nabycia tegoż majątku nie jest tu bez znaczenia. Okazuje się bowiem, że skoro była to darowizna, to jej przedmiot nie stanowi majątku wspólnego z moją poszanowania godną małżonką, mimo, że zostałem obdarowany w czasie trwania związku małżeńskiego. Skutek był taki, że u notariusza mogłem się stawić sam a nie jak nabywca - ze współmałżonkiem. Informacja o takim stanie prawnym podniosła mnie nieco na duchu bo nie sądziłem, że mam jeszcze cokolwiek co należałoby tylko do mnie. No ale garaż poszedł w diabły a zarobione w ten sposób pieniądze... w sumie już też. Część wpłaciłem do banku celem zmniejszenia ciążących nade mną zobowiązań długoterminowych a pozostałą część roztwoniłem. Na to trwonienie wziąłem nawet wolne w pracy. Nie jest bowiem łatwo upłynnić taką sumkę.
    Wczoraj wspólnie z Olgą wydaliśmy dożo więcej niż zarabiam w ciągu miesiąca. Nie powiem, było to nawet przyjemne. Pół dnia spędziłem w tzw. galeriach handlowych. Nazwa raczej złudna. Spacerowałem po nich dość długo i nie widziałem, żadnego obrazu czy innego dzieła sztuki. Samo wydawanie kasy to niezła zabawa ale spędzenie kilku godzin wtakim przybytku okazało się bardzo męczące. Jedyne co mi się naprawdę podobało to kino. Z młodym zafundowaliśmy sobie film animowany. Lubię takie filmy.
    No a teraz gdy już kasy nie mam, pora wzrócić do szarej rzeczywistości i czekać na wypłatę. Podliczaliśmy budżet i okazuje się, że - o zgrozo, może braknąć do pierwszego. Czyż to nie ironia losu ;) 
     
piątek
Autor: ragar
09 listopada 2007, 11:41
    Pięknie pada. Krople rysują ukośne ślady na szybach i dźwięczą o blaszane parapety. Siedzę sobie w pracy. Dziś względny luzik. Prezesi wyjechali na szkolenie... tak, znam ja te "szkolenia". Moja szefowa też miała jechać ale została. Pilnuje swojej trzodki, by całkowicie nia osiadła na laurach podczas takiego bezkrólewia. Jej wysiłek jednak idzie na marne. Nie mam zamiaru dziś się zagłębiać w obowiązku służbowe. Poczyniłem starania by należycie ukryć swoje dzisiejsze nieróbstwo. Działania pozoracyjne są niezwykle istotne!
    Wczoraj wieczorem wyszedłem półnagi na balkon. Przez pierwsze minuty nie czułem zimna. Rozgrzewała mnie solidna porcja czerwonego słodkiego wina. Pomyślałem sobie, że dobrze byłoby napisać do NIEJ. Kto wie? Może znajdę jeszcze dziś wenę i spiszę kilka zdań, które przyszły mi wczoraj na myśl... wczoraj na balkonie.
()()
Autor: ragar
08 listopada 2007, 10:57
    Mimo natłoku pracy mam dziś od rana dobry humor. Problemy i obawy nie wydają mi się dziś tak wielkie jak jeszcze wczoraj. Nie wiem czemu przypisać ten jakże miły stan emocjonalny. Z pewnościa swój wkład ma tu wczorajsze winko, którym opijałem się wieczorem razem z moją ślubną. Jej także smakowało. Jakoś tak optymistycznie jestem dziś nastawiony do zycia. Problemy małżeńskie nie robią na mnie wrażenia - wszystko się przecież ułoży. Kto wie, może nawet wielkie uczucie będzie miało swój come back. Póki co snujemy plany bardzo przyziemne. Najbliższe zakupy - muszę jakoś zrekompensować Oldze koszt zakupu aparatu. Wydatek był to niemały, jak na mój skromny domowy budżet więc Olga też sobie coś kupi. Co tam, w końcu sprzedałem nieruchomość o powierzchni 15,8 m2. Kasa nigdy się mnie nie trzymała ;). Po co pieniądze jeśli się ich nie wydaje? To taki mały przytyk do tych, co skrzętnie gromadzą fundusze na czarną godzinę. Młodego zabieram do kina a Olga... cóż, nie wiadomo co zrobi ze swoją dolą.
nabytek
Autor: ragar
06 listopada 2007, 13:27
    Kupiłem aparat. Nie jest to mój wymarzony model (na ten zabrakłoby mi pieniędzy) ale udało mi się znaleść coś co w zupełności pokrywa moje obecne potrzeby i daje szansę na jakiś tam rozwój w przyszłości. Aparatem tym jest Olympus model E-500. Nie produkowany już od jakiegoś czasu, można go jednak znaleść na sklepowych półkach. Obecnie zastąpił go nieco podrasowany E-510. Cena była atrakcyjna więc dałem się skusić i nie żałuję. Poznaję go powoli i utwierdzam się w przekonaniu, że to był dobry wybór. Ma sporo mankamentów, zwłaszca w porównaniu z Canonami (do tej pory pstrykałem Canonem Eos 300), ma jednak spory potencjał. Poza tym aparat jak aparat, tak naprawdę ważny jest obiektyw. W nim tkwi sprawy sedno. A obiektyw w moim nowym Olympusie jest całkiem niezły. Lepszy od tego z analogowego Canonka. 
    Mógłbym chyba tak bez końca opowiadać o moim nowym przyjacielu i otwierających się przede mną możliwościach...  lepiej chyba jednak będzie jeśli wrzucę tu niedługo jakąś fotkę zrobioną przy jego pomocy ;)
zmiana strategii
Autor: ragar
06 listopada 2007, 13:03
    Olga chyba rzeczywiście postanowiła coś zmienić. Nie wiem jak się teraz zachowywać. Do tej pory zdążyłem wyćwiczyć pewne zachowania i odruchy. Wiem jak tłumaczyć sobie jej chłodne słowa... potrafię się wyłączyć gdy mi dokucza. Nie wiem jednak co zrobić gdy zachowuje się tak, jakby... jakby jej na mnie zależało. To dla mnie nowa sytuacja. Tak naprawdę jeszcze nigdy nie była tak ciepła, troskliwa i... zainteresowana mną jako mężczyzną. Kiedyś marzyłem o takiej Oldze. Teraz boję się takiej sytuacji. Oczywiście od razu zaczęły mi doskwierać wyrzuty sumienia. Bo przecież ona tak we mnie jak w obrazek wpatrzona a ja myślami błądzę gdzieś w okolicach innych zupełnie ust, dłoni, oczu...
    Może rzeczywiście się zmienia. Widzę, że ma w sobie jeszcze sporo złości i żalu. W niektórych sytuacjach nie potrafi się powstrzymać i dosoli czasem coś tak, że mi w pięty idzie, ale to jest już coraz rzadsze. Poza tym nie mam jej tych uszczypliwych uwag aż tak bardzo za złe. Miała przecież rację mówiąc, że ta Alicja to chyba ważna dla mnie jest skoro takie esemesy jej wysyłam. Ja oczywiście zaprzeczam ale to racja. Jest dla mnie ważna bo w pewnym momencie uosobiłem w niej wszystkie moje pragnienia. W tym sensie zawsze będzie już dla mnie ważna.
    Generalnie widzę, że Olga jest bardzo niestabilna emocjonalnie. Ja także mam ten problem. To pewnie wynika z sytuacji w jakiej się znaleźliśmy. Oboje mamy niespełnione pragnienia i marzenia. Nasza ostatnia kłótnia i późniejsza rozmowa sprawiła, że znów zacząłem się zastanawiać czy możemy je zrealizować razem. Zaniechałem takich rozmyślań jakiś rok temu gdy stwierdziłem, że wszystko stracone. Jednak w niedzielę znów taka myśl zaczęła mi kiełkować w głowie.
kilka słów
Autor: ragar
06 listopada 2007, 07:33
    Sprawa stanęła na ostrzu noża. Było ostro. Kłótnia normalnie. Poszło o nieszczęsnego esemesa do Alicji. Po emocjach przyszła jednak refleksja. Czas na spokojną rozmowę. Widać potrzebowaliśmy właśnie tego - rozmowy. Teraz wszystko jest jasne. Wiem czego Olga oczekuje ode mnie, ona wie czego ja oczekuję. Zaczynam mieć nadzieję, że może tym razem będzie inaczej. Może właśnie tym razem Olga zmieni swoje podejście do mnie. Pięknie znów mieć nadzieję.
    Pojawiła się okazja więc kupiłem. Nowy aparat z bardzo przyzwoitym obiektywem. Od soboty siedzę kartkuję instrukcję i pstrykam. Jestem zachwycony.