Archiwum styczeń 2008


skrót wydarzeń
Autor: ragar
29 stycznia 2008, 14:17
    Z tą naszą klasą to jakaś epidemia chyba. Nie wiem o co kaman... Gdy kolega mój serdeczny wrócił jak syn marnotrawny ze stolicy na ojcowiznę, zaprosił mnie na portal nasza klasa. Spoko myślę sobie. Było nas tam paru z klasy, może pięć osób. To było ze trzy miesiące temu. Teraz gdy chciałem sprawdzić co tam słychać trzepnęło mną zdrowo: ponad 40 zaproszeń od innych użytkowników czekało na akceptację. Skąd ja tylu znajomych nazbierałem - nie wiem. Nie wszyscy są z mojej klasy. Coś mi się zdaje, że to jakiś wyścig jest - kto ma więcej znajomych ten jest gość. No cóż, widać taka moda.
 
    Pozostałe wieści parafialne przedstawiają się następująco.
W piątek szykuje się impreza, taka ostro zakrapiana. To dobra wiadomość, dawno nie umoczyłem porządnie i zaczyna mi brakować błogiego stanu odmóżdżenia.
Podjąłem decyzję o zmianie aparatu telefonicznego. Kupię coś minimalistycznego i niewielkiego, żeby się w spodniach dobrze układało ;).
W pracy spłynęły na mnie obowiązki wymagające zmysłu organizacyjnego, którego niestety nie posiadam w nadmiarze. Siedzę więc planuję i analizuję na okrągło.
Zmieniłem stację radiową. Teraz słucham jazz'u. Jakoś tak przemawia do mnie ta muzyka ostatnio, działa kojąco. 
z okazji dnia dziadka
Autor: ragar
23 stycznia 2008, 11:28
    Moi dziadkowie już nie żyją - niech im ziemia lekką będzie. Zdążyłem poznać tylko jednego - ze strony ojca. Z moimi protoplastami to ciekawa historia jest. Swą młodość dane im było przeżyć w czasach zawieruchy wojennej. Obaj służyli w wojsku, z tym że jeden w wojsku polskim a drugi w wermahcie. Obaj mieli podobne, podoficerskie stopnie wojskowe
    Ojciec mojej matki był ślazakiem z dziada - pradziada. Przed wojną były to ziemie niemieckie. Rodzina mego ojca od paru pokoleń żyła w Siedlcach. Na śląsk przyjechali po wojnie, za pracą podobno. Nie miałem nigdy okazji o to zapytać ale bardzo jestem ciekawy jak układały się ich wzajemne relacje gdy moi rodzice mieli się ku sobie. Rodzice także nie chcą o tym rozmawiać więc pozostają mi domysły.
    Nie małym wysiłkiem zdołałem wygrzebać w rodzinnych szpargałach stare fotografie moich przodków. Obaj w pięknych galowych mundurach - kiedyś do zdjęć ludzie się przygotowywali. Wizyta u fotografa to było wydarzenie. Mam więc swoich dziadków uwiecznionych na fotografiach. Będą się ładnie prezentowali w ramkach na ścianie. Dwaj żołnierze - do kolekcji brakuje tylko przodka w sowieckim mundurze. Kto wie, może się jeszcze jakiś znajdzie ;). 
lektura
Autor: ragar
23 stycznia 2008, 08:44
    Bardzo powoli, smakując każde zdanie, każde słowo, czytam książkę pt. Miłość w czasach zarazy. Jakiś czas temu w kinie można było obejrzeć ekranizację. Nie poszedłem jednak do kina. Film wypożyczę po przeczytaniu książki. Książka jest osobliwa. Pełna specyficznego humoru i bogatych opisów odczuć bohaterów. Jak słusznie sugeruje tytuł jest to opowieść o miłości. O stanie ducha czy psychiki, który zwykliśmy nazywać tym słowem. Mam też wrażenie, że jest to historia nieco odrealniona, jakby autor celowo uwydatniał aż do przesady ludzkie cechy i zachowania.
    Lektura daje mi jednak do myślenia, czytanie o miłości tak wielkiej i silnej budzi we mnie zazdrość. Też chciałbym przeżyć coś takiego.
wieści frontowe i nie tylko
Autor: ragar
22 stycznia 2008, 16:12
    Na wschodzie ocieplenie relacji. Strona przeciwna nawiązała ze mną stosunki dyplomatyczne, co jak mniemam jest wymownym tego dowodem. Relacje poprawiły się do tego stopnia, że planuję z oponentem wspólne przedsięwzięcia inwestycyjne. Czeka nas w najbliższym czasie ciężka próba, zobaczymy jak sprawy się potoczą.
 
    Na wzmiankę w dzienniku pokładowym zasługuje mój ostatni zakup. Nabyłem drogą wymiany handlowej nowe obuwie do chodzenia po górach. Związane jest to z planami odnowienia pięknej tradycji letnich wędrówek. Wiosna już blisko więc postanowiłem się przygotować. Góry bardzo mnie pociągają czego niestety do niedawna nie mogłem powiedzieć o Oldze. Teraz jednak jakby przekonała się do takiej formy spędzania czasu i zamierzam to wykorzystać. Na rozgrzewkę bierzemy Babią Górę, co będzie dalej - zobaczymy. Może Tatry a może nawet słoweńskie pogórze Alp. Jest tam góra o której marzę - Triglav. W nasze plany wciągnęliśmy pierworodnego, który złapał już bakcyla - po tatusiu, wiadomo :)
 
    Z informacji mniej istotnych wymienię jedynie, że odkryłem dziś rano włos wyrastający z lewego ucha. Bardzo mnie to zdziwiło i zmartwiło zarazem. Nie chciałbym na starość wyglądać jak czarodziej z krzaczastymi brwiami i kępkami zarostu w małżowinach usznych. Mam więc nadzieję, że jest to przypadek odosobniony a wyrwany włos nie znajdzie naśladowców.
zamiast kazania
Autor: ragar
22 stycznia 2008, 15:09
    Ostatnio nachodzą mnie różne refleksje natury metafizycznej. Zaczynam wątpić w obraz świata, jaki zbudowałem sobie za młodu, gdy kształtowała się moja samoświadomość. Zaczynam wierzyć, że racjonalizm ma granice i nie jest w stanie odpowiedzieć na wszystko. Poza tym wydaje mi się, że łatwiej jest zmagać się z samym sobą mając jakieś oparcie w sile wyższej. To pewnie dlatego różne religie znajdują tylu wyznawców w czasach tryumfu nauki. Już samo myślenie o tym sprawia, że czuję się zażenowany, jakbym wystawił swą największą słabość na światło dzienne. Jednak czy to rzeczywiście jest słabość? Może to ludzkie?
    Znów myślę o śmierci. Co czuje i myśli umierający człowiek? Czy jest świadom tego, że są to jego ostatnie odczucia, że za chwilę nie będzie już nic i zakończy swe istnienie? Czy przyjmuje to z ulgą czy z przerażeniem? W takich chwilach brutalnie wdziera się w moją psychikę świadomość, że i ja doczekam tego dnia, który będzie ostatni. Na próżno pocieszam się, że to normalne i nie warto o tym myśleć. Ta świadomość mnie paraliżuje i pociąga jednocześnie. Zawsze powtarzam sobie, że chciałbym umrzeć leżąc na mokrej od rosy, zielonej trawie, patrząc na ostatni wschód słońca.
    Refleksje tej natury mają jedna zaletę - pozwalają się zdystansować od spraw przyziemnych. Czymże jest bowiem ten, czy inny problem w porównaniu z całym życiem? 
syndrom starczy
Autor: ragar
22 stycznia 2008, 14:28
    Oj, starzeję się chyba. Wczoraj wieczorem jebać mi sie nie chciało. Normalnie z lenistwa. Wolałem film obejrzeć.
Opisowo - góry
Autor: ragar
21 stycznia 2008, 12:58
    Było ciasno. Samochód zapakowany po brzegi. Siedziałem obok Olgi z plecakiem na kolanach i tak zaczęła sie nasza wyprawa w góry. Ks. Mariusz wprowadził w ciasnej kabinie atmosferę duchowego uniesienia, co na początku przyprawiało mnie o odruch spazmatycznego śmiechu. Jednak hamowałem się na ile mogłem. Po dwóch godzinach wszystko się unormowało. Okazało się nawet, że z księdza równy chłop. Ma ciekawe poczucie humoru. Podróż minęła mi na nieustającej walce z sennością. Od czasu do czasu zmieniałem księdza za kierownicą, wtedy walka ze zmęczeniem stawała się jeszcze bardziej zacięta.
    W końcu dojechaliśmy do celu. Była ósma rano. Marzyłem już tylko o kąpieli i miękkim łóżku. Niestety większość wolała od razu udać się na stoki - bo przecież szkoda dnia. Uszanowałem demokratyczny wybór ogółu i pojechaliśmy. Muszę przyznać, że nie żałuję. Po jakimś czasie zmęczenie opadło ze mnie jak stary łach i oddawałem się estetycznym rozkoszom spoglądając na góry, przecudnej wprost urody. O samym pobycie nie wiele mogę powiedzieć. Każdy dzień podobny był do poprzedniego. Rano wstawaliśmy, po wspólnym śniadaniu wyprawialiśmy się na szlaki. Po kilku godzinach wspaniałej zabawy, przerywanej jedynie na pokrzepienie podniebień, wracaliśmy do wynajmowanych pokoi. Wieczorem udawaliśmy się na basen odwiedzając przy okazji saunę. Tak upłynęło mi pięć dni. Chociaż wszystkie wyglądały tak samo nie mogę mówić o monotonii czy nudzie. Było zajefajnie. Sauna szczególnie przypadła mi do gustu. Jakoś tak dziwnie cieszyło mnie siedzenie nago pośród innych nagusów. Czasem całkiem uroczych ;).
    Troszkę obawiałem się mieszkania z księdzem, jestem wszak zagorzałym ateistą, nie było jednak tak źle. Wręcz przeciwnie, rozmowy z nim okazały się bardzo ciekawe i, o dziwo - pouczające. Ks. Mariusz gościł kilkakrotnie w Watykanie na zaproszenie o. Polikarpa (pojęcia nie mam kto zacz - pono jakaś szycha) i podzielił się swoimi wrażeniami. Przy rozmowach prowadzonych do późnego wieczora raczyliśmy się piwem, winem a nawet mocniejszymi trunkami. Zachowywaliśmy przy tym względną równowagę, nie doprowadzając do stanu całkowitego upojenia alkoholowego.
 
    Było pięknie. Mam nadzieję, że dane mi będzie wrócić kiedyś w to urocze miejsce.
Fotograficznie - góry
Autor: ragar
21 stycznia 2008, 11:14

Góry - strona północna. 

Góry - strona zachodnia. 

Góry - strona wschodnia. 

Góry - strona południowa. 

Góry - jeszcze raz strona zachodnia. 

Góry - środek transportu. 

Ja w górach (ostro wiało, ledwie się na nogach utrzymałem). 

pytania i odpowiedzi
Autor: ragar
08 stycznia 2008, 15:00
1. imię: andrzej (drugie śmieszne więc nie ujawnię)
2. kolor włosów: blond.
3. kolor oczu: niebieskie.
4. wzrost: 189
5. okulary: posiadam; prawe: minus 0,5 lewe: minus jeden i astygmatyzm na dokładkę.
6. wiek: 29.
7. (nie wiem co się stało z pytaniem siódmym).
8. rodzeństwo: jeden brat.
9. wiek rodzeństwa: 41 (ale stary już ten mój brachol).
10. mieszkam: w niewielkim przygranicznym miasteczku w mieszkaniu na parterze, płacę wysoki czynsz i nie lubię sprzątaczki - wrednej pizdy.
11. przyjaciele: hm... brak niestety, wciąż szukam ale moje próby nawiązania przyjaźni z męską częścią społeczeństwa ograniczają się do libacji alkoholowych, co odbija sie negatywnie na ich trwałości; przyjaźnie z kobietami są natomiast tłumione w zarodku przez moją żonę, która z zazdrości, bardzo skutecznie wywołuje u mnie poczucie winy.
12. praca, szkoła: szkołę już ukończyłem i nie mam zamiaru w najbliższym czasie się dokształcać; praca ciulata, nie daje satysfakcji ani pieniędzy ale jest wygodnie - budżetówka, wiadomo.
13. wspomnienie: jest kilka, tych dobrych i tych złych, jedno bardzo złe.
14. muzyka: w zasadzie każda, w zależności od humoru.
15. potrawa: dużo mięsa i dużo przypraw, ewentualnie fasola po bretońsku.
16. napój: piwo, wino... woda mineralna niegazowana (kolejność nie jest przypadkowa).
17. film: "Bardzo długie zaręczyny", choć widziałem go tylko jeden raz.
18. książka: a co mi tam przyznam się: "Silmarillion" (bez uśmieszków proszę).
19. ból: najtrudniej mi znieść ból zęba.
20. marzenie: wciąż wymyślam nowe (dopiszę jednak w sekrecie, że mam jedno trywialne marzenie a mianowicie seks w tzw. trójkąciku, kiedyś myślałem głównie o dwóch dziewczętach i mojej skromnej osobie ale teraz byłbym także skłonny zmienić proporcje na przewagę mężczyzn - to chyba za sprawą pewnej lektury, w której pisano i miłości w wydaniu starożytnych greków;).
retrospekcja
Autor: ragar
08 stycznia 2008, 13:44
    Oj działo się trochę ostatnio. Nie miałem jakoś sposobności (a może ochoty) by opisać to wszystko. Po pierwsze święta - nic szczególnego. Święta jak to święta wiele szumu, bieganiny, zakupów a po dwóch dniach po wszystkim. Jedyne co sprawiło mi radość to mina Młodego gdy odpakowywał prezenty - bezcenna ;). W okresie między świętami a sylwestrem foch nie opuszczał mojej ślubnej. Ciężkie to były chwile i ratunku szukałem w pracy. Nie poszedłem na urlop. Siedziałem w robocie i załatwiałem sprawy a muszę przyznać, że było ich sporo przed końcem roku. Z nowym rokiem wysypały się nowe więc wszystko w "normie". Przed samym sylwestrem sytuacja na froncie pogorszyła się jeszcze bardziej więc na imprezkę szliśmy w milczeniu. Na szczęście alkohol rozwiązał nasze języki (i nie mam na myśli tylko rozmowy:).
    W ostatnią sobotę byliśmy z Olgą na studniówce. Z różnych względów dla nas była to impreza bezalkoholowa. Czego nie można powiedzieć o szanownych abiturientach. Przypadek sprawił, że studniówkę zorganizowano w tym samym miejscu, w którym nie tak dawno świętowałem jubileusz swojej szkoły średniej. Wtedy właśnie spotkałem Alicję. Wspomnienia odżyły na nowo i przez cały wieczór nie mogłem uwolnić się od natrętnej myśli o Ali. Nawet młode jędrne ciała uczennic nie dawały tyle radości co zwykle, a muszę powiedzieć, że było na co patrzeć. Dziewczyny lubią pokazywać co tam mają najlepszego a ja chętnie konsumowałem je wzrokiem. Dyskretnie oczywiście.
    Moja nostalgia była chyba widoczna bo po powrocie Olga wyrzucała mi, że byłem drętwy, co niestety stało się przyczynkiem kolejnej kłótni. Kuźwa, skąd ona bierze te preteksty? Koniec końców - znów żyjemy w zgodzie, co przypieczętowaliśmy wczorajszego wieczora w małżeńskim łożu ;)
plany
Autor: ragar
03 stycznia 2008, 14:56
    Olga planuje. Drugi bobas jej się marzy. Jestem niegodnym zaufania draniem ale ona jest w stanie zaryzykować i zdecydować się na kolejne dziecko. W moich oczach wygląda to trochę inaczej. Jak to facet - mam opory. Jednak gdy widzę jak kobiecina się męczy... widzę, że byłaby szczęśliwa - wymięka mi rura. Może to i nie taki zły pomysł. Sam nie wiem.
    Powiedziała, że zaryzykuje jeśli obiecam jej, że koniec z tajemnicami i "dziwnymi esemesami do innych kobiet" - miała na myśli nieszczęsną wiadomość wysłaną do Alicji. W sumie ją rozumiem ale jak mogę obiecać, że nie będę odczuwał pewnych emocji skoro nie mam na to wpływu. Mogę obiecać, że nie będę kokietował innych kobiet i mogę nawet dotrzymać słowa ale nie zagwarantuję jej, że żadna mi się już nie będzie podobała, bo to absurd. Ja uwielbiam patrzeć na kobiety i marzyć o nich.
na ten nowy...
Autor: ragar
02 stycznia 2008, 13:59
    Zastanawiałem się czy nie zakończyć pisania. Oldze cały czas powtarzam, że nie prowadzę żadnej aktywności internetowej. Żadnych blogów, czatów i gadulca. Oczywiście to nieprawda, no może z wyjątkiem gadulca, ale to z powodu restrykcji w mojej firmie. Gryzie mnie to trochę, to że nie jestem z nią szczery. Czasem dopada mnie i mam ochotę zakończyć a innym razem (zależy to chyba od fazy księżyca) mam przekonanie, że nic jej do tego.
    Myślałem o tym w sylwestra. Zabawa była dość drętwa a na dodatek przed wyjściem zdążyłem się pokłócić z Olgą. Nie pisuję często ale czasem mam ochotę naskrobać parę zdań. Może założę tradycyjny pamiętnik - :) ale by było.