Archiwum luty 2008


zimne dłonie
Autor: ragar
29 lutego 2008, 11:54
    Od rana mam dziś zimne dłonie. Żadnym sposobem nie potrafię ich rozgrzać. To wbrew pozorom ma duże znaczenie bo może poważnie zakłócić wieczorny rytuał. Olga nie lubi zimnych dłoni a mam dziś zamiar zafundować jej rozkoszny masaż erotyczny ;). Jak przewidywałem impas został wczoraj przełamany. Zupełnie bezboleśnie. Jakoś tak naturalnie napięcie się rozładowało. To miło, że jeszcze tak potrafimy po tych naszych przejściach.
    Po ostatnim okresie celibatu jestem niezwykle pobudzony, rzekłbym nawet - napalony. Żądza dodaje mi energii i podsuwa pomysły jestem więc bardzo twórczy w kokieteryjnych i dwuznacznych esemesach jakie od rana posyłam Oldze. Troszkę ją rozgrzewam, żeby nie zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę. Tak, nie ma to jak wieczór we dwoje. Tego mi trzeba...
kronika parafialna
Autor: ragar
28 lutego 2008, 13:35
    Dziś, czyli 28 lutego roku Pańskiego 2008 nic szczególnego się nie wydarzyło. Czas swej największej aktywności i przytomności, jak co dzień spędzam w pracy. Straszne marnotrawstwo energii. Wolałbym ją spożytkować na własny użytek a nie na rzecz chlebodawcy. Zaczynam dotkliwie odczuwać zmianę ciśnienia, co jest typowym symptomem starzenia się organizmu. Na szczęście zareagowałem szybko i po filiżance czarnej z gruntem czuję się znacznie lepiej. Wypaliłem przy tym kilka papierosów, co wydatnie podniosło moją odporność na pylicę.
    Jutro żegnamy się z moją szefową. Awansowała i ucieka z naszej małej, zapyziałej firemki. Będą kwiaty, uśmiechy i pocałunki. Po robocie piwko w pobliskiej knajpie. Odczuwam lekki niepokój bo nie wiem kogo prezesi posadzą na jej miejscu.
    Z Olgą żyję w separacji seksualnej. Być może dziś przełamiemy impas z obopólną korzyścią. Nie jest to jednak przesądzone. Zawzięci jesteśmy oboje. Jakby co to ja w celibacie mogę wytrzymać długo. Tak mi się przynajmniej wydaje. Twardy będę a co? Niech sobie nie myśli, że mi aż tak bardzo zależy. Będę musiał trochę poudawać bo tak naprawdę zależy mi okrutnie ;).
z nudów
Autor: ragar
25 lutego 2008, 14:54
    Dziś dzień słonia. Nie robię nic. Wykonałem jedynie dwa telefony i osiadłem na laurach. Nuda przerywana dymem nikotynowym, kawą i leniwymi spojrzeniami w monitor. Cisza zakłócana odgłosami z korytarza. Była u mnie Dagmara, dwa razy. Jakiż ta dziewczyna ma biust, ech...
z rozmyślań przy kawie
Autor: ragar
22 lutego 2008, 10:46
    Liczne drobiazgi przypominają mi czym się wtedy zachwyciłem. Gdy ją poznałem byłem jeszcze młokosem, napalonym chłoptasiem. Oczywiście była piękna, nadal jest. Nie mam wcale na myśli piękności rozumianej standardowo. Dla mnie kobieta jest piękna gdy jej oczy lśnią, gdy w uśmiechu pokazuje zęby, gdy kokietuje... Każda kobieta ma w sobie coś pięknego. Niektóre oprócz tego mają jeszcze tzw. figurę modelki (choć nie wiem czy akurat taka figura jest zaletą). Olga jest piękna w sposób który mi odpowiada. Siedzę czasem obok niej i przyglądam się. Tak, jest piękna.
    Niedawno myśli moje zbłądziły na zdradliwe wody zwątpienia. Pomyślałem nawet, że jej nie kocham. Jakież to absurdalne. Kocham ją. Nie jest to łatwe ale kocham. Pokonywanie kolejnych trudności i barier utwierdza mnie w tym coraz mocniej. Czasem się wkurzam, czasem się kłócimy ale to jest także część miłości. Kłócimy się z miłości, z miłości się godzimy. Taka już jest ta "miłość".
paskudny wtorek
Autor: ragar
20 lutego 2008, 10:42
    Nie tak łatwo stosować się do własnych rad. Dystans. Wciąż powtarzam o potrzebie zachowania dystansu a sam nie potrafię. Wczoraj okazało się, że w kwestiach zawodowych dałem ciała. Tak bywa, powtarzam sobie. Jednak i tak całe popołudnie miałem zrąbane. Nie zachowałem dystansu i po pracy wciąż myślałem o sprawach zawodowych. To bardzo niedobrze. Kiedyś nie miałem tego typu problemów. Odwaliłem swoje i do rana nie wracałem do tego myślami. Może to już czas zmienić otoczenie zawodowe i w ogóle branżę. Jeśli nie teraz to kiedy? Ale to ryzykowne, a ja do ryzykantów nie należę. Potrzeba mi jakiegoś silnego bodźca, który wytrąciłby mnie z obecnej orbity.
    Dziś jest już znacznie lepiej. Zrobiłem już wszystko by naprawić swój błąd. Siedzę i myślę czy aby ta robota nie obciąża mnie zbytnio psychicznie...
łykend nieco wydłużony
Autor: ragar
18 lutego 2008, 09:38
    W środę czułem się fatalnie. Jakieś takie ogólne osłabienie. Wykorzystałem więc zaległy urlop by wydłużyć łykendowy wypoczynek aż do czterech dni. Pierwsze dwa poświęciłem mojemu ulubionemu zajęciu - leniwemu nic-nie-robieniu. Wybyczyłem się za wsze czasy. W piątek wieczorkiem zorganizowałem lajcikową popijawkę ze znajomym. Natomiast w sobotę rozpocząłem edukację teatralną. Tak wyjazd do teatru nazwała organizatorka - emerytowana nauczycielka. Miałem okazję obejrzeć spektakl pod wiele mówiącym tytułem: Sztuka kochania czyli sceny dla dorosłych. Bardzo mi się podobała, Oldze też. Zwłaszcza aktorki zrobiły na mnie duże wrażenie. Poza tym liznąłem nieco kultury - w teatrze byłem ostatnio jeszcze w szkole średniej. W niedzielę pojechałem w góry i tak minął łykend nieco wydłużony. Więcej takich.
Co to ja miałem...
Autor: ragar
13 lutego 2008, 12:11
    Co to ja miałem jeszcze dziś zrobić? Lampę naprawić, tak to bardzo ważne - naprawić lampę idiotkę, która się zepsuła, a właściwie została zepsuta przez Młodego. Stała na drodze rozpędzonej poduszki i tego spotkania nie wytrzymała. To już ze dwa miesiące jak lampa idiotka nie spełnia swej funkcji. Zapisuję więc w kajecie grubymi literami - LAMPĘ NAPRAWIĆ. Czy coś jeszcze? Zdjęcie szczęki Młodego odebrać, to też ważna sprawa. Szczęka sfotografowana. Na kliszy widać wszystko jak na dłoni: szczęka, żuchwa i zęby. Pani stomatolog też chciała sobie pooglądać. No i jeszcze zakupy trzeba poczynić bo w lodówce światełko jeno i dwa piwa, a wiadomo przecież, że do piwa wypadałoby coś przekąsić. To by było na tyle. Więcej rzeczy nie pamiętam.
    Trzy rzeczy. Jeśli będę pamiętał, że trzy to będzie dobrze. Nawet jeśli umkną mi szczegóły to będę wiedział, że trzy rzeczy i tak po nitce do kłębka dotrę do sedna. Pamięć rzecz zawodna, zwłaszcza jeśli się za młodu konopie paliło.
relaks
Autor: ragar
12 lutego 2008, 13:26
    Wczorajszy dzień obfity był nad wyraz w niepowodzenia. W robocie - klęska, słów brak by opisać co i jak. Po pracy pogrzeb. Chowano matkę mojego pracownika. Wiejska ceremonia przeciągała się w nieskończoność. Zmarzłem przy tym niemiłosiernie i spóźniłem się do domu na spotkanie z Młodym.  Obiecałem mu, że pójdziemy do sklepu by mógł wydać swoją kasę. Na szczęście nie było jeszcze za późno i udało się. Pozostało jednak przykre poczucie, że syn mój rodzony czekał i mógł zwątpić w ojca swego. "Nic to Baśka" myślę w duchu, popołudniu zafundowałem sobie relaksacyjny seansik filmowy. Piwko już w kuflu się pieni. Smakowite i złociste. Schłodzone tak jak lubię. Oglądam. Film jest niezły, ma klimacik - lubię takie. Olga już po kwadransie odpuściła sobie oglądanie więc siedzę sam. Wciągnęło mnie, zaciekawiło. Nagle wielkie duup. Film się zaciął i ni jak nie da się odtworzyć dalszego ciągu, Manipulowałem pilotem wypróbowując różne kombinacje i możliwości - nic. Myślę sobie: nie. Nie odpuszczę, dokończę relaks choćby nie wiem co. Olga zawiozła mnie do wypożyczalni (ja byłem już po piwku). Tam uprzejmy pan wymienia płytę na inną, wracam więc do domu zadowolony i zaciekawiony dalszym ciągiem. Jednak nic z tego, kolejna płyta z tym samym filmem i ten sam error... Poddałem się. W poczuciu klęski, na balkonie otoczonym zewsząd gęstą mgłą wypaliłem dwa papierosy i poszedłem spać.
koniec sielanki
Autor: ragar
07 lutego 2008, 13:07
    Cały optymizm prysł. Cóż, mogłem się tego spodziewać. Odbudowywanie relacji skłóconych małżonków nie może być takie proste. A może to kwestia nastawienia. Niedawno byłem pełen jasnych myśli. Przyszłość rysowała się kwieciście na horyzoncie. Teraz zamieniłem to na niepewność. Tą co zwykle. Diagnoza - niestabilność emocjonalna, w typowym wydaniu.
    Gdyby porównywać sytuację sprzed np. dwóch lat, to i tak jest o wiele lepiej. Jednak to jeszcze nie to. Budowanie to długi proces, zwłaszcza gdy buduje się na fundamentach w pył rozbitej konstrukcji. Nie wymiękam - bynajmniej, jestem zdecydowany przeć do przodu i w wielkim czynie odbudowy wykręcać nawet 200% normy. Mam jednak chwile zwątpienia, choć może nawet nie. Nie zwątpienia a po prostu zmęczenia.
    Popołudniami oglądam stare kroniki filmowe. To bardzo ciekawe. Stare realia, stare problemy i ludzie, wtedy młodzi, dziś już z pewnością posiwiali. Dystans - to jest kluczowe słowo! Do każdej sytuacji trzeba mieć odpowiedni dystans. Nie za mały ale też i nie za wielki. Wiadomo wszak powszechnie, że np. takie obrazy należy podziwiać z pewnej odległości. Gdy stoi się za blisko wzrokiem można ogarnąć tylko fragment płótna. Gdy stoi się za daleko nie widać szczegółów. Drobnych detali i niuansów. Tak, teorię znam. Grunt to tylko konsekwentnie wprowadzać ją w życie. Bo konsekwencja moi drodzy to drugie słowo kluczowe! Tych słów-kluczy znalazłbym jeszcze kilka ale nie piszę przecież leksykonu. 
lirycznie... prawie
Autor: ragar
06 lutego 2008, 13:52
    W morzu światła, o poranku budzi się jej wspomnienie. Żyje tylko w podświadomości, karmiąc się niepewnością, pragnieniami i nie spełnionymi marzeniami. Nie istnieje w prawdziwym świecie bo tam nie jej miejsce. Jest zbyt surowy i oziębły. Sztywne ramy czasu nie pozwalają jej się rozwinąć.
    Ulatnia się cienką wstęgą jak dym z papierosa i rozpływa w bezmiarze przestrzeni. Przenika materię i jest ze mną zawsze i wszędzie, ale tylko w podświadomości. Tylko w marzeniach.
oczekując na powrót do domu
Autor: ragar
05 lutego 2008, 16:51
    Wczoraj nie pozmywałem naczyń. Będę musiał to zrobić dziś i pewnie będzie ich jeszcze więcej niż wczoraj. Zaniedbałem swoich obowiązków i kto wie, może nawet zostanę za to ukarany. Nie... Olga z pewnością nie wykorzysta tego pretekstu by mnie zdominować seksualnie. Czasem bym chciał spróbować jak to jest. Jeszcze żadna kobieta mnie nie zdominowała a niektórzy się tym zachwycają. Cóż, moje doświadczenia seksualne są niestety dość ubogie :(.
    Olga poszła do lekarza a znając jej skłonności do wyolbrzymiania, o jej obawach będę słuchał jeszcze przez parę dni. Nic to, posłucham i nawet będę się interesował. W końcu to dla niej ważne.
    Do końca dniówki jeszcze 30 minut. Skoczę na papierosa, rzucę okiem na parę serwisów erotycznych (może mnie coś zainspiruje) a potem pójdę pozmywać te naczynia. 
dziecięcy punkt widzenia
Autor: ragar
05 lutego 2008, 14:35

    Oglądaliśmy z Młodym w telewizji lokalne wiadomości. Mój były szef udzielał wywiadu. Młody go rozpoznał i mówi:

- tato, to twój szef, nie?

- to był mój szef, teraz mam już innego szefa.

- kto jest teraz twoim szefem?

- taka pani.

- o Boże, jaki wstyd... ja bym nie chciał, żeby mną rządziła kobieta.  

impreza
Autor: ragar
05 lutego 2008, 13:47
    W piątek poszedłem na imprezkę zakładową. Takie spotkanie integracyjne. W ostatniej chwili zdecydowaliśmy z Olgą, że idziemy razem. Byłem jedyny, który przyprowadził osobę towarzyszącą. Zapowiadało się ciekawie. Zarezerwowany lokal, niezłe żarcie, muzyka puszczana ze sprzętu nagłaśniającego i oczywiście dużo wódy. O muzykę zadbał mój kumpel, obiecałem mu, że zostanę do końca i pomogę mu pozwijać sprzęt. Ta decyzja okazała się zgubna w skutkach, ale po kolei. Już przed kolacją wypiłem kilka kieliszków więc humorek dopisywał. Później, już lekko wstawieni wyskoczyliśmy z Olgą na parkiet. Nie powiem, że tańczyliśmy bo nie wiem czy moje niezgrabne wygibasy można nazwać tańcem. W każdym razie bawiliśmy się świetnie. Czas upływał miło na kolejnych toastach. Młode dziewuszki kręciły zgrabnymi tyłeczkami i potsząsały biustami. Do młodych dziewuszek zaliczam także moją Olgę ;)
    Niestety po północy Olga stwierdziła, że zaczęła ją boleć głowa i jest to niechybnie migrena. Szybko zwinęła się do domu a ja zostałem. Postanowiłem, że nie będę wyrywał do tańca innych kobitek i posiedziałem z kumplem Marianem za konsolą. Urżnęliśmy się przy tym zdrowo. Właściwie pamiętam wszystko, przynajmniej tak mi się wydaje, oprócz powrotu do domu. Następnego dnia dowiedziałem się, że na koniec odtańczyłem ostatni taniec, tzw wleczonego. Dwaj inni kumple odprowadzili nas do domów. Tu w zasadzie można by zakończyć relację z imprezki gdyby nie telefon w sobotnie przedpołudnie. Dzwonił Marian. Zaproponował bym przyszedł do niego na piwko, które jak wiadomo jest najlepszym lekarstwem na kaca. Tak też uczyniłem. Pół soboty przesiedziałem u niego, Wypiliśmy po parę piw i dolegliwości z poprzedniego wieczora nie doskwierały już tak bardzo. Gawędziliśmy przy tym sympatycznie, również z jego dziewczyną - Angielką.
    Do całego opisu sytuacji nie pasuje tylko jedno: Olga nie miała do mnie najmniejszych pretensji za stan w jakim wróciłem do domu ani nawet o to, że następnego dnia poszedłem chlać dalej. Może to dlatego, że na imprezę poszliśmy razem i widziała, że nie oglądam się za innymi kobietami. Swoją drogą nie jestem pewien jak zachowałbym się gdybym poszedł sam. Było kilka kobiet, do których mam słabość. Była Amelia, obie Dagmary, nie było za to E. Ciekawe dlaczego..? Była natomiast pani Ewa. Kobieta dużo starsza ode mnie, do niej też kiedyś miałem słabość. Nie wiem w sumie dlaczego tak mi w oko wpadła, zawsze się do niej uśmiecham. Na imprezie wyglądała uroczo i chyba wpadła też w oko głównemu prezesowi ;).
 
    Cała ta impreza i to co było później jakoś tak mnie podbudowało. Może rzeczywiście z Olgą da się wszystko poukładać. W sumie od dawna się nie kłócimy i wszystko jest dobrze. Zauważyłem nawet, że czasem łatwiej nam się rozmawia, także na te trudne, dzielące nas tematy. Olga wie, że pani Ewa mi się podobała. Kiedyś nie zniosłaby jej obecności w tym samym pomieszczeniu. Teraz widzę, że przyjmuje to bez emocji, może dlatego, że wie już teraz doskonale jak bardzo ona sama mi się podoba. Może w końcu to dostrzegła. To dobrze rokuje naszemu małżeństwu. Widząc to zupełnie inaczej patrzę na inne kobiety. Owszem, doceniam ich wdzięki i urodę ale nie patrzę już jak na potencjalne kochanki. Mam swoją kochankę.
łykend
Autor: ragar
04 lutego 2008, 15:30
Nie zdążę już dziś opisać łykendu, napiszę jedno: ostro było. Reszta jutro :)