Najnowsze wpisy


Powrót syna marnotrawnego (powróta taty...
Autor: ragar
05 listopada 2008, 14:37

Utrzymało się... nie karmiłem, nie dbałem, nawet nie zaglądałem ale się utrzymało. Cały ten czas moje wpisy funkcjonowały w czeluściach Internetu.

 

Skoro już niesłychany przypadek skierował mnie na te stare śmieci, to postanowiłem coś skrobnąć. Od czego by tu zacząć? Ciężko skomasować taki szmat czasu w kilku zdaniach. Nie wchodząc więc w szczegóły napiszę jedynie, że w zasadzie żyję po staremu. Kilka kwestii się rozwiązało a kilka pozostało zawiązanych, na amen jak sądzę. Relacje z Olgą poprawiły się znacznie. Nie oznacza to oczywiście, że zaniechałem grzesznych myśli o innych przedstawicielkach płci pięknej. Wręcz przeciwnie, można by rzec, że w tym aspekcie nie próżnowałem. Nawet nie tylko płcią piękną byłem zainteresowany ale i tą brzydszą także. To jednak temat na inną okazję. Dziś napiszę jedynie, że byłem u E. i było nawet bardzo miło...

 

Zawodowo - nuda. To samo co poprzednio. Klepię te swoje papierki i inne duperelki jak klepałem wiosną. Nabieram przy tym trochę wprawy i coraz mniej się angażuję. Ze spraw bieżących na wzmiankę zasługuje niedawny koncert, na którym miałem okazję się wybrać (wspólnie z Olgą). Było całkiem fajnie. Stary Kult pokazał raz jeszcze klasę. Nie brakło też świeżej krwi w postaci niejakiego Plagiat1999 - czadowy zespół. Zaczynają się także pojawiać szanse na zakup motocykla. Jeśli wszystko pójdzie dobrze już wiosną będę gnał na rączym rumaku ze stajni Yamahy - nie mogę się doczekać!

 

To chyba wszystko... może tu jeszcze zajrzę.

 

Koniec tańca
Autor: ragar
27 maja 2008, 13:56

    Z tym tańcem to jakiś fenomen jest, którego nie potrafię sobie wytłumaczyć. Przebojem wszedł do wielu domów i w niedzielny wieczór nic innego nie uświadczysz. Podobnie było u mnie. Nie żebym ja się tańcem interesował - raczej łamaga ze mnie, ale Olga chętnie oglądała pląsy na parkiecie. Ja też czasem zerknąłem. W końcu "nasza" Magda brała udział. Teraz to już mało powiedziane "nasza" Magda po prostu wygrała cały ten teleturniej. Przyznaję, że kibicowałem jej od czasu do czasu. Jak by na sprawę nie patrzeć pochodzi z pięknego Raciborza - jakiś patriotyzm trzeba mieć. Jeśli nie zwykły to przynajmniej lokalny.

    Postanowienie o powrocie do zainteresowań zaczynam wprowadzać w życie. Wolne chwile spędzam poza miastem. Zabieram Młodego, aparat i idziemy się włóczyć. Byliśmy w pobliskim parku krajobrazowym, który na dokładkę jest rezerwatem przyrody. Mnóstwo ptactwa wodnego, żabki i ślimaczki. Przepięknie. Pora nie była może odpowiednia bo po ostatnich deszczach brodziliśmy w błocie po kostki ale było fajnie. Następnym razem pojechaliśmy nad rzekę. Odrę konkretnie. Też piknie było bośmy sobie na łonie natury pół dnia spędzili. Zaczynam znów nabierać sił. Ewidentnie tego mi było trzeba.

jakiś zastój w interesie
Autor: ragar
20 maja 2008, 10:48

Coraz rzadziej tu zaglądam. Coraz mniej spraw do poruszenia. Jakiejś zmiany potrzebuję i to szybko. Stagnacja mnie znów dogoniła a wraz z nią smutek. Ratując to co uważałem za najważniejsze zaniedbałem inne sprawy, te które dawały mi satysfakcję - swoje zainteresowania. Olałem fotografię a przecież uwielbiam robić i oglądać zdjęcia... Zmienię to, trudno. Nie mogę całej energii poświęcać jednej tylko sprawie.

Zmiany, zmiany, zmiany - tak...

za oknem...
Autor: ragar
29 kwietnia 2008, 16:50
    Za oknem słońce, zieleń, ciepło i gwarno. Może to i dobrze, że wiosna. Ludzie opowiadają, że z wiosną przychodzi optymizm, energia, uniesienia i witalność. Ja tam nie wiem ale ładnie jest, to trzeba przyznać. Kwiecą się drzewa, krzewy i kwiaty się kwiecą też. Owady i inne stworzonka budzą się do życia - wczoraj do mego domostwa wprosiła się osa, wywołując panikę wśród pozostałych domowników. Jedynie mój pies zachował zimną krew i osę zjadł. Głodny był widać biedaczek ;) Osa stworzonko boże i po bożemu skończyła żywot
    Co tam jeszcze za oknem... uczennice z pobliskiego liceum przechadzają się w skąpych strojach. Ech młódki. Gdy sięgam pamięcią w te szczenięca lata muszę przyznać, że głupi byłem aż miło. Młodość ma jednak swoje prawa, poza tym miło popatrzeć na zgrabne ciałko, mimo, że na zgrabnym ciałku z reguły kończą się zalety tych niewiast. Miałem ostatnio okazję podsłuchać rozmowę dwóch przejętych nastolatek rozprawiających żarliwie o perypetiach miłosnych. Jedno wiem - gdybym ja wtedy wiedział to, co wiem teraz... to bym sobie poszalał.
    Za oknem czasem przemknie też motocykl. Taaak... to rzecz godna uwagi, budzi się we mnie tęsknota za zapachem spalin, za pędem powietrza, które opływa ciało z każdej strony i rykiem silnika. Kolejna wiosna a ja wciąż bez motocykla. Nie mogę tego odkładać w nieskończoność. Muszę zorganizować fundusze i zakupić jakiś piękny i rączy egzemplarz.
koniec kursu
Autor: ragar
29 kwietnia 2008, 12:23
    W piątek zakończyłem dokształcanie. Egzamin pisemny i opracowanie własnego autorstwa zostały ocenione pozytywnie, jestem więc już inspektorem ochrony przeciwpożarowej. Wraz z końcem kursu nadszedł przykry moment rozstania z Małgorzatą. Nie ukrywam, że przeżyłem do dość mocno.
    Jeszcze w piątek rano zaproponowałem, że wracając odwiozę ją do domu, i tak przecież przejeżdżam przez jej miasto. Zgodziła się chętnie co mnie bardzo ucieszyło. Pogoda była piękna więc wracaliśmy niespiesznie delektując się przejażdżką. Było bardzo miło. Gdy dojechaliśmy na miejsce zaprosiła mnie na kawę. Zgodziłem się. Spędziłem z nią ponad godzinę jakby podświadomie oddalając przykry moment pożegnania. Tymczasem we mnie wzbierała fala romantycznego uniesienia. Byłem rozdarty pomiędzy dwoma scenariuszami dalszych wydarzeń.
    Z jednej strony chciałem powiedzieć jej jak bardzo się z nią zżyłem przez te dwa tygodnie, jak wiele dla mnie znaczy i że ciężko mi się z nią rozstawać. Chciałem objąć ją jak wtedy gdy bawiliśmy się na spotkaniu integracyjnym w wiejskim zajeździe. Pragnąłem pocałować ją czule i zostać. Po prostu zostać z nią jeszcze choćby przez parę chwil. Z drugiej jednak strony wciąż dręczyły mnie myśli o ewentualnych konsekwencjach. Przecież od dłuższego czasu próbuję odbudować zniszczone relacje z Olgą. Obiecałem sobie, że nie będę jej już stawiał w takich trudnych i nieprzyjemnych sytuacjach, że nie będę "zbyt miły" dla innych kobiet.
    Skończyło się na tym, że rozsądek wziął górę. Odchodząc, przy drzwiach wymieniliśmy koleżeńskie uprzejmości. Nadstawiła policzek do pocałunku... wbrew jej niewerbalnej sugestii pocałowałem ją w usta. Delikatnie... nasze usta zetknęły się tylko na chwilę ale dla mnie to było przeżycie niemalże erotyczne. Tak się pożegnaliśmy. W drodze do domu zastanawiałem się dlaczego posłuchałem głosu rozsądku. Jestem pewien, że parę lat temu dałbym sie ponieść emocjom. Jeszcze tego samego dnia wieczorem żałowałem gorzko, że nie podzieliłem się swoimi uczuciami z Małgorzatą. Wydaje mi się, że ona także coś do mnie czuje...
 
    Czas działa jak wybielacz, wszystko blaknie. Również uczucie żalu. Z perspektywy kilku już dni wydaje mi się, ze mimo wszystko dobrze uczyniłem zachowując powściągliwość...
rendez-vous
Autor: ragar
11 kwietnia 2008, 13:03
    Umówiłem się właśnie z Olgą na randkę. Poderwałem ją wizją rozkoszy miłości francuskiej. Zgodziła się od razu. Zatem dziś po pracy czeka mnie wyprawa do marketu po flaszę z winem do tego może kiść ciemnych winogron i zaopatrzenie gotowe. Chyba że pójdę w większy kaliber - wtedy potrzebna będzie flasza z ginem i cytryny. Ech... absynt mi się marzy, gdzie by tu można dostać taki specjał, hmm?
kołomyja
Autor: ragar
09 kwietnia 2008, 15:07
    Po tygodniowej absencji w pracy nazbierało się mnóstwo różnych pierdół, którymi trzeba się pilnie zająć. Na to wszystko nałożyła się całkiem niecodzienna sytuacja - zmiana szefowej. Nawet fajna z niej kobitka ale coś czuję, że będzie ostra. Zobaczymy. Jak na razie ma mnóstwo zapału i ciekawych pomysłów.
    Tak więc w pracy jakoś sobie radzę. Gorzej z emocjonalną stroną mego życia. Wciąż aktyny jest konflikt z połowicą. Czasem przybiera na sile, czasem przygasa. Ostatnio nie jest źle. Po moim powrocie z kursu była naładowana negatywnymi emocjami podejrzewając mnie o flirtowanie przy każdej okazji. Nie wiele mija się to z prawdą, wróciłem wszak zauroczony inną kobietą. Jednak na swą obronę mam to, że mego zauroczenia nie okazywałem w żaden sposób. Zachowałem w tym względzie daleko idącą powściągliwość. Uczucie, jakim darzę Gosię traktuję czysto platonicznie.
    Teraz relacje z Olgą są już unormowane. Parę dni wystarczyło by rozładować napięcie i jest bardzo miło. Myślę jednak o Gosi każdego dnia. Gdy wieczorem wychodzę na ostatniego papierosa zastanawiam się co właśnie porabia. Nie powinienem myśleć o innej kobiecie ale nie potrafię przestać. Łudzę się, że tak długo jak nie wykracza to poza sferę moich marzeń wszystko jest w porządku ale to nieprawda. Mam świadomość, że nawet same rozmyślania o innej nie są w porządku wobec kobiety, z którą jestem. Czasami nachodzi mnie z tego powodu poczucie winy.
pięć dni zauroczenia
Autor: ragar
08 kwietnia 2008, 14:18
    Długa nieobecność, długie milczenie... ale w końcu jestem. W moim życiu wydarzyło się w końcu coś godnego opisania. Oczywiście mam na myśli kobietę - Małgorzatę... ale od początku.
     Ubiegły tydzień spędziłem w Częstochowie. Wysłano mnie na kurs do Centralnej Szkoły Państwowej Straży Pożarnej. Kurs obejmuje dwa pięciodniowe zjazdy. Pierwszy mam właśnie za sobą. W kursie uczestniczyła też Gosia. Poznałem ją zaraz na pierwszej przerwie w zajęciach - wyszliśmy oboje na papieroska (palenie zbliża ;). Jakby ją opisać... niewysoka, kształtne ciało, ładnie zaokrąglone piersi, długie brązowe włosy i oczy, w których można się zatopić na długie godziny. Jednak nie to zrobiło na mnie największe wrażenie a jej sposób bycia. Ta kobieta się pięknie uśmiecha i robi to często, ma poczucie humoru i mówi w taki sposób, że mógłbym jej słuchać cały dzień. Nieważne o czym by nie opowiadała słuchanie sprawia prawdziwą rozkosz.
    Na kursie, jak to na kursie - szybko utworzyły się grupki. W tej w której ja się znalazłem było czterech facetów i cztery kobiety - idealny układ, nieprawdaż?  Zakwaterowani byliśmy w jednym hotelu strażackim co pomagało zacieśniać więzy naszych znajomości. Dość dużo czasu spędzałem z Gosią i ostatniego dnia stwierdziłem, że jestem nią oczarowany. Żal mi było wyjeżdżać i nie mogę się doczekać kolejnego zjazdu. Wcale nie dlatego, że mam wobec niej jakieś zamiary. Ona zamężna i dzieciata, ja żonaty i dzieciaty - to raczej nie miałoby sensu. Poza tym wcale nie mam pewności, że byłaby mną zainteresowana. Chodzi mi raczej o to by spędzać czas w jej towarzystwie. Minęło parę dni a ja autentycznie za nią tęsknię. Do tego stopnia, że znalazłem ją w portalu nasza-klasa by popatrzeć na jej zdjęcia. Dokładnie pamiętam pożegnalnego, koleżeńskiego całusa. Chciałem powiedzieć coś miłego, coś od siebie ale akurat nie byliśmy sami więc odpuściłem. Umówiłem się za to, że na kolejny zjazd podrzuci mnie swoim samochodem. Mieszka blisko mnie więc się z nią zabiorę ;>
    Naprawdę... niesamowita kobieta... 
zimne dłonie
Autor: ragar
29 lutego 2008, 11:54
    Od rana mam dziś zimne dłonie. Żadnym sposobem nie potrafię ich rozgrzać. To wbrew pozorom ma duże znaczenie bo może poważnie zakłócić wieczorny rytuał. Olga nie lubi zimnych dłoni a mam dziś zamiar zafundować jej rozkoszny masaż erotyczny ;). Jak przewidywałem impas został wczoraj przełamany. Zupełnie bezboleśnie. Jakoś tak naturalnie napięcie się rozładowało. To miło, że jeszcze tak potrafimy po tych naszych przejściach.
    Po ostatnim okresie celibatu jestem niezwykle pobudzony, rzekłbym nawet - napalony. Żądza dodaje mi energii i podsuwa pomysły jestem więc bardzo twórczy w kokieteryjnych i dwuznacznych esemesach jakie od rana posyłam Oldze. Troszkę ją rozgrzewam, żeby nie zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę. Tak, nie ma to jak wieczór we dwoje. Tego mi trzeba...
kronika parafialna
Autor: ragar
28 lutego 2008, 13:35
    Dziś, czyli 28 lutego roku Pańskiego 2008 nic szczególnego się nie wydarzyło. Czas swej największej aktywności i przytomności, jak co dzień spędzam w pracy. Straszne marnotrawstwo energii. Wolałbym ją spożytkować na własny użytek a nie na rzecz chlebodawcy. Zaczynam dotkliwie odczuwać zmianę ciśnienia, co jest typowym symptomem starzenia się organizmu. Na szczęście zareagowałem szybko i po filiżance czarnej z gruntem czuję się znacznie lepiej. Wypaliłem przy tym kilka papierosów, co wydatnie podniosło moją odporność na pylicę.
    Jutro żegnamy się z moją szefową. Awansowała i ucieka z naszej małej, zapyziałej firemki. Będą kwiaty, uśmiechy i pocałunki. Po robocie piwko w pobliskiej knajpie. Odczuwam lekki niepokój bo nie wiem kogo prezesi posadzą na jej miejscu.
    Z Olgą żyję w separacji seksualnej. Być może dziś przełamiemy impas z obopólną korzyścią. Nie jest to jednak przesądzone. Zawzięci jesteśmy oboje. Jakby co to ja w celibacie mogę wytrzymać długo. Tak mi się przynajmniej wydaje. Twardy będę a co? Niech sobie nie myśli, że mi aż tak bardzo zależy. Będę musiał trochę poudawać bo tak naprawdę zależy mi okrutnie ;).
z nudów
Autor: ragar
25 lutego 2008, 14:54
    Dziś dzień słonia. Nie robię nic. Wykonałem jedynie dwa telefony i osiadłem na laurach. Nuda przerywana dymem nikotynowym, kawą i leniwymi spojrzeniami w monitor. Cisza zakłócana odgłosami z korytarza. Była u mnie Dagmara, dwa razy. Jakiż ta dziewczyna ma biust, ech...
z rozmyślań przy kawie
Autor: ragar
22 lutego 2008, 10:46
    Liczne drobiazgi przypominają mi czym się wtedy zachwyciłem. Gdy ją poznałem byłem jeszcze młokosem, napalonym chłoptasiem. Oczywiście była piękna, nadal jest. Nie mam wcale na myśli piękności rozumianej standardowo. Dla mnie kobieta jest piękna gdy jej oczy lśnią, gdy w uśmiechu pokazuje zęby, gdy kokietuje... Każda kobieta ma w sobie coś pięknego. Niektóre oprócz tego mają jeszcze tzw. figurę modelki (choć nie wiem czy akurat taka figura jest zaletą). Olga jest piękna w sposób który mi odpowiada. Siedzę czasem obok niej i przyglądam się. Tak, jest piękna.
    Niedawno myśli moje zbłądziły na zdradliwe wody zwątpienia. Pomyślałem nawet, że jej nie kocham. Jakież to absurdalne. Kocham ją. Nie jest to łatwe ale kocham. Pokonywanie kolejnych trudności i barier utwierdza mnie w tym coraz mocniej. Czasem się wkurzam, czasem się kłócimy ale to jest także część miłości. Kłócimy się z miłości, z miłości się godzimy. Taka już jest ta "miłość".
paskudny wtorek
Autor: ragar
20 lutego 2008, 10:42
    Nie tak łatwo stosować się do własnych rad. Dystans. Wciąż powtarzam o potrzebie zachowania dystansu a sam nie potrafię. Wczoraj okazało się, że w kwestiach zawodowych dałem ciała. Tak bywa, powtarzam sobie. Jednak i tak całe popołudnie miałem zrąbane. Nie zachowałem dystansu i po pracy wciąż myślałem o sprawach zawodowych. To bardzo niedobrze. Kiedyś nie miałem tego typu problemów. Odwaliłem swoje i do rana nie wracałem do tego myślami. Może to już czas zmienić otoczenie zawodowe i w ogóle branżę. Jeśli nie teraz to kiedy? Ale to ryzykowne, a ja do ryzykantów nie należę. Potrzeba mi jakiegoś silnego bodźca, który wytrąciłby mnie z obecnej orbity.
    Dziś jest już znacznie lepiej. Zrobiłem już wszystko by naprawić swój błąd. Siedzę i myślę czy aby ta robota nie obciąża mnie zbytnio psychicznie...
łykend nieco wydłużony
Autor: ragar
18 lutego 2008, 09:38
    W środę czułem się fatalnie. Jakieś takie ogólne osłabienie. Wykorzystałem więc zaległy urlop by wydłużyć łykendowy wypoczynek aż do czterech dni. Pierwsze dwa poświęciłem mojemu ulubionemu zajęciu - leniwemu nic-nie-robieniu. Wybyczyłem się za wsze czasy. W piątek wieczorkiem zorganizowałem lajcikową popijawkę ze znajomym. Natomiast w sobotę rozpocząłem edukację teatralną. Tak wyjazd do teatru nazwała organizatorka - emerytowana nauczycielka. Miałem okazję obejrzeć spektakl pod wiele mówiącym tytułem: Sztuka kochania czyli sceny dla dorosłych. Bardzo mi się podobała, Oldze też. Zwłaszcza aktorki zrobiły na mnie duże wrażenie. Poza tym liznąłem nieco kultury - w teatrze byłem ostatnio jeszcze w szkole średniej. W niedzielę pojechałem w góry i tak minął łykend nieco wydłużony. Więcej takich.
Co to ja miałem...
Autor: ragar
13 lutego 2008, 12:11
    Co to ja miałem jeszcze dziś zrobić? Lampę naprawić, tak to bardzo ważne - naprawić lampę idiotkę, która się zepsuła, a właściwie została zepsuta przez Młodego. Stała na drodze rozpędzonej poduszki i tego spotkania nie wytrzymała. To już ze dwa miesiące jak lampa idiotka nie spełnia swej funkcji. Zapisuję więc w kajecie grubymi literami - LAMPĘ NAPRAWIĆ. Czy coś jeszcze? Zdjęcie szczęki Młodego odebrać, to też ważna sprawa. Szczęka sfotografowana. Na kliszy widać wszystko jak na dłoni: szczęka, żuchwa i zęby. Pani stomatolog też chciała sobie pooglądać. No i jeszcze zakupy trzeba poczynić bo w lodówce światełko jeno i dwa piwa, a wiadomo przecież, że do piwa wypadałoby coś przekąsić. To by było na tyle. Więcej rzeczy nie pamiętam.
    Trzy rzeczy. Jeśli będę pamiętał, że trzy to będzie dobrze. Nawet jeśli umkną mi szczegóły to będę wiedział, że trzy rzeczy i tak po nitce do kłębka dotrę do sedna. Pamięć rzecz zawodna, zwłaszcza jeśli się za młodu konopie paliło.